Rankiem, słuchając załogantki zwracającej się do dowódczym,

Rankiem, słuchając załogantki zwracającej się do dowĂłdczym, nie była w stanie opanować drgawek ciała wywołanych szarpiącym nią gniewem. musi była sic domyśleć - powinna była. - Odeszły, Erafnaiś, cała piątka. Gdy wstałam, zobaczyłam, Ĺźe miejsce ich snu jest puste. Nie ma ich w uruketo ani na płetwie. - Nikt nic nie dostrzegł? - Nikt. Moim obowiązkiem jest obudzić się pierwszą, by stanąć na straĹźy. To zagadka... - Wcale nie! - krzyknęła głośno Vaintè, inne odsunęły się od niej. - Jedyną zagadką jest to, dlaczego nie domyśliłam się, co nastąpi. Wiedziały, Ĺźe w mieście Ikhalmenets nie czeka je nic dobrego. Poszukały schronienia w YebĂŠisku. Zawróć, Erafnaiś, popłyń tam natychmiast. W głosie Vaintè brzmiał rozkaz, władza biła z postawy jej ciała. Erafnaiś nie okazała jej mimo wszystko posłuszeństwa, trwała w nieruchomym milczeniu. Patrząc, słuchające członkinie załogi zesztywniały, wszystkie oczy zwrĂłcone były na jedną a także drugą. Vaintè zasygnalizowała ponaglenie, posłuszeństwo a także gniew, wisiała nad mniejszą dowĂłdczynią jak niszczycielska chmura burzowa. Zgarbiona, powłócząca nogami Erafnaiś okazała swą wolę. Na pewno nie wypływało to z błahych powodów. Enge była dla niej miła, przenigdy jej nie obraziła - mało teĹź wiedziała o CĂłrach Ĺťycia, jeszcze mniej o nie dbała. Była mimo wszystko przekonana, Ĺźe dość juĹź zabijania. A z kaĹźdego jadowitego aktywności Vaintè wyzierała bez osłonek śmierć. - Popłyniemy dalej. Nie zawrĂłcimy. DowĂłdczym nakazuje pasaĹźerce oddalić się. Potem odwrĂłciła się a także odeszła, ledwo skrywając w ruchach poczucie przyjemności a także wyĹźszości. Vaintè stężała z gniewu, sparaliĹźowana niemocą. Nie dowodziła tu - nigdzie nie dowodzisz - tłukło się jej ponuro w myślach, nie mogła teĹź uĹźyć przemocy. Załogantki by na to nie pozwoliły. Skupiła się na milczącej, wewnętrznej walce z własnym gniewem. Musi zapanować logika; musi zwyciężyć chłodne rozumowanie. To, Ĺźe dziś nie moĹźe absolutnie nic zrobić, było niezaprzeczalną prawdą. Enge ze swymi zwolenniczkami uciekła jej tymczasowo. To bez wpływu. Za jakiś okres spotkają się ponownie a także wĂłwczas dokona się sprawiedliwość. Nie moĹźna teĹź dziś nic zrobić z dowĂłdczynią uruketo. To teĹź za bardzo błaha sprawa, by ją roztrząsać. musi pomyśleć o rzecznym mieście Mesekei a także waĹźnych zadaniach, jakie ma tam do spełnienia. Aby osiągnąć swe cele, musi starannie planować ruchy, a nie kierować się ślepym gniewem. przez całe Ĺźycie trzymała go na wodzy, rozmyślała dziś nad odzyskaniem takiej mocy. To przez ustuzou, one zniszczyły jej spokĂłj, zmieniły w istotę nieopanowanej pobudliwości. Dokonał tego Kerrick ze swymi ustuzou. Nie moĹźe o tym zapominać. W przyszłości musi zawsze panować nad swoim gniewem, w kaĹźdych okolicznościach. Z jednym wyjątkiem. SzczegĂłlną nienawiścią jest nienawiść nabierająca w ukryciu siły. Pewnego dnia ją wyzwoli. Gdy doszła do tych wnioskĂłw, opadło z niej trochę napięcie, znĂłw panowała nad swoim ciałem. Rozejrzała się wokół a także stwierdziła, Ĺźe została osobiście. Erafnaiś była na płetwie wraz z mającymi wachtę członkiniami załogi. Reszta tkwiła w odrętwieniu lub spała. Vaintè spojrzała tam, gdzie spała Enge ze swymi zwolenniczkami, było to juĹź dla niej wyłącznie puste miejsce. Tak powinno być. ZnĂłw panowała nad swoim ciałem a także uczuciami. W mroku za nią coś się poruszyło, wyraĹşnie posłyszała dĹşwięki zapraszające do rozmowy. dopiero wtedy przypomniała sobie o grubej uczonej a także samcu. Podeszła do nich. - Pomóş bezradnemu samcowi, dużą Vaintè - błagał więzień, wiercąc się w niesłabnącym uchwycie Akotolp. 14 - Znam cię z hanalè - powiedziała Vaintè, rozbawiona kwileniem. - Jesteś Esetta, śpiewak - prawda? - Vaintè jest pierwsza we wszystkim, ponieważ pamięta, jak kaĹźdy się nazywa, od najmniejszego do największego. Ale dziś biedny Esetta nie ma o czym śpiewać. Ciężka,